Film jest przyzwoity, ale nie porusza niczym szczególnym. Na koniec za dużo zwrotów, można się pogubić kto jest kim. Mam jeszcze takie pytanko: co było z tym ojcem bo przegapiłem fragment od zastrzelenia do pokazania tej gwiazdki na końcu.
Ostatecznie okazało się, że jego ojciec rzeczywiście był agentem CIA. Ja tylko nie ogarniam, po co ona wynosiła ten program. Jeżeli robiła to z ramienia CIA, żeby ujawnić zdrajcę, to skąd oni mogli wiedzieć, że istnieje jakiś potencjalny zdrajca? Skoro Burke do ostatnich scen nie został zdemaskowany, a Clayton działał na jego zlecenie.
Wydaję mi się, że ona nie miała ujawnić zdrajcy tylko mankamenty ochrony, dlatego miała wynosić spreparowany na te potrzebe program o identycznej nazwie. Burke go podmienił i wynosiła prawdziwy dzięki czemu Burke mógł przedstawić Layle jako kogoś nieuczciwego, zdrajcę, podczas gdy naprawdę ona miała udowodnić, że mimo zabezpieczeń jakiś ewentualny kret da rade coś wynieść.
A ja twierdzę że Burke jej zlecił wyniesienie tego programu jako "test zabezpieczeń" by potem móc go przejąć przy pomocy Claytona
Przeciez ona nie robiła tego z ramienia z CIA. Burke ja oklamał. Robiła to dla niego, bo Burke zdradził.
To nie tak, że ten film nic nie wnosi. Ja po obejrzeniu go i kilku innych podobnych filmów stwierdziłam, że nie zostanę policjantką ani nie będę się pchała do innych tego typu służb specjalnych.
Kilku dobrych amerykańskich filmów. Zrezygnowałam z policji także z wielu innych nie-filmowych powodów.