Irracjonalny wybór głównej roli. Nie mam wcale pomysłu, kto lepiej by się nadał, może Keira Knightey? Pierwszy spontan. Albo Natalie Portman. Ale na pewno nie to pudło. :(
Z Twoich propozycji bardziej pasuje mi Keira - podobny wzrost i budowa ciała... Portman jakoś strasznie się ostatnio postarzała :/...
Gdyby odrobinę przybrała na wadze jej twarz nie byłaby aż tak koścista i szczęka nie wydawałaby się wydatna.
Na dzień dzisiejszy patrząc na Anne Hathaway w krótkiej fryzurze sądzę, że ona byłaby idealna do roli Audrey... Z resztą szkoda dyskusji bo o takiej produkcji nic nie słychać...
wydatna szczęka? błagam was, szczęka Keiry jest b. podobna do Audrey. Mimo to, uważam że Portman byłaby najlepszą odtwórczynią roli powierzonej Love-Hewitt.
To nie ja powiedziałam, że szczęka jest wydatna - wg mnie jest mocno zarysowana z racji na małą ilość tkanki tłuszczowej.
Dla mnie Portman ma zbyt delikatne rysy - mały nos, pucki... Podobieństwa fizycznego nie widzę ale predyspozycje aktorskie bez wątpienia ma...
Hepburn też była chudzielcem, 170 cm - 50 kg przez całe zycie i 50 cm w talii :)
https://encrypted-tbn3.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcRwu5RIHcw67jGArSTN-NHBeG-j khzXtcV_Dm0RUzx2J3_DqNUL
Toż to nikt nie mówi, że było inaczej - to, że Audrey była "szczuplaczkiem" przez większość życia wie chyba każdy (z tego co czytałam po wojnie ponoć bardzo się "poprawiła" ale szybko zrzuciła "nadbagaż":D)...
Dalej nie widzę podobieństwa - Natalie jest dość niska, o twarzy pucułowatej laleczki, do tego jej figura mocno się zmieniła po ciąży - ma dość szerokie biodra i na moje oko masywne uda, a nogi niezbyt długie - a te były przecież wielkim atutem Audrey... I co tu dużo mówić, Portman nie ma tej radosnej iskry i witalności, jest słodka ale mdła a Audrey była zawsze takim wesołym chochlikiem, naturalną ale nietuzinkową dziewczyną.
Z resztą zrażona pierwszą, w mojej ocenie bardzo nieudaną próbą sfilmowania życia Audrey nawet nie chce myśleć o kolejnym podejściu...
Ostatnio biografie wielkich kobiet nie wychodzą filmowcom najlepiej - chociażby "Żelazna dama" gdyby nie Streep ten obraz byłby nie do strawienia, przypominał mi chwilami niskobudżetową produkcję telewizyjną z cyklu "prawdziwe historie" ...
oj, zgadzam się, niech już więcej nie próbują :D.
Hepburn jest nie do podrobienia.
JLH bardzo dobry typ jak dla mnie :)
Co do Keira Knightley - szczęka jak u konia do tego wygląda jak kościotrup.
A mi właśnie ona bardzo pasuję do tej roli, mam taką delikatną urodę. A co do aktorstwa twierdze, że nie jest źle ;)
Idea filmu super.
Aktorka? Mogli na prawdę wybrać lepiej, film z pewnością miałby sznsę odnieść większy sukces.
Przyznaję zupełną rację. Pomysł na film - całkiem niezły, chociaż scenariusz nie był genialny, ale to można jeszcze wybaczyć. Bardzo chciałam go obejrzeć, bo to film biograficzny o jednej z moich ulubionych aktorek, ale ledwo dobrnęłam do końca właśnie przez Jennifer Love Hewitt, a dokładniej przez jej manieryzowaną grę. Jedyna rzecz na jej plus - momentami przypominała wizualnie Audrey, ale bardzo, bardzo daleko jej do naturalnego wdzięku Hepburn - i nie chodzi tylko o urodę. Audrey miała w sobie coś magnetycznego. Nie była klasyczną pięknością, a mimo to urzekała całą swą osobą - uśmiechem, gestem, mową ciała, głosem, grą... Muszę z bólem przyznać, że przez Hewitt trochę przestałam lubić Audrey - muszę to niezwłocznie naprawić i obejrzeć z nią jakiś film! :)